hello
Kto nie wiedział zbyt wiele na ten temat - przeczyta sporo nowych informacji, kto zaś jest fanem wojsk pancernych i przeszedł już całe World of Tanks dwukrotnie – ten przynajmniej poogląda sobie starannie dobrane obrazki.
W poprzednim artykule dowiedzieliśmy się, że w ciągu niecałych kilku lat wojna, doświadczenie z niej wynikające i wyścig zbrojeń sprawiły, że przy projektach z ostatnich miesięcy wojny te, od których zaczynano w latach dwudziestych, wyglądałyby w porównaniu mniej więcej tak:
Panzer I Lolwagen
W końcu jednak obie strony stworzyły najlepsze czołgi, na jakie było je stać. W Normandii pojazdy te – amerykańskie, brytyjskie i niemieckie – starły się na większą skalę. Ale zawiedzie się ten, kto spodziewał się wielkich bitew pancernych na miarę Kurska. W całej Normandii Niemcy mieli około 2300 czołgów, z czego naszych Tygrysów było nieco ponad 130. A z tej liczby – sprawnych i gotowych do walki – mniej więcej mniej niż 80. Na to wszystko alianci rzucili ponad 10 000 własnych pojazdów. Dlatego liczby od początku przemawiają na korzyść Amerykanów i Brytyjczyków (oraz innych członków koalicji, czyli między innymi Kanadyjczyków, Australijczyków, a także Polaków), choć z drugiej strony trzeba też pamiętać o tym, że to Niemcy się bronili – a z kolei na wojnie to zazwyczaj atakujący ponoszą większe straty.
Z racji tego, że Tygrysów było tak mało – były także bardzo małe szanse na spotkanie jakiegokolwiek w boju. Na przykład Amerykanie natrafili na nie (na „jedynki”, o których mowa w artykułach, nie „królewskie”) swoimi czołgami zaledwie… trzy razy (potwierdzone przypadki, do tego trzeba pewnie dodać parę niepotwierdzonych) w ciągu całej kampanii w Europie północno-zachodniej. Za pierwszym razem Shermany okazały się zwycięskie. Za drugim razem to amerykański czołg M26 Pershing padł łupem Tygrysa. A za trzecim razem Amerykanie swoimi Shermanami złapali Niemców z opuszczonymi gaciami – bo znaleźli Tygrysy, które właśnie były ładowane na lawety, więc walka była krótka i nie do końca uczciwa.
Dużo więcej szczęścia, czy może akurat pecha, mieli Brytyjczycy. Oni natykali się na Tygrysy dużo częściej. Na swoje szczęście mieli jednak jedyny czołg, który mógł stanąć do walki z Tygrysem prawie jak równy z równym. Dziś przyjrzymy się dwóm bitwom, które łączy jedna postać pewnego niemieckiego dowódcy.
Niecały tydzień po lądowaniu w Normandii siły alianckie wciąż były w natarciu. Brytyjczycy opracowali plan operacji o kryptonimie „Perch”, której celem było przełamanie frontu oraz okrążenie i zajęcie miasta Caen. W rejonie Caumont-l’Éventé powstała luka w niemieckiej obronie. Brytyjczycy postanowili to wykorzystać, wedrzeć się w nią i tym samym zagrozić skrzydłu niemieckiej dywizji Panzer Lehr operującej w tym rejonie. Aby tego dokonać, należało zająć strategicznie ważne wzgórze oznaczone numerem 213. A aby dostać się do tego wzgórza – należało zdobyć miasteczko Villers-Bocage.
To Villers-Bocage, które u fanów Panzerwaffe zapewne wywołuje taką reakcję:
Mniej więcej w tym samym czasie z okien domów zaczęły się sypać kule niemieckiej piechoty, co sugeruje, że Niemcy byli obecni w miasteczku, zauważyli brytyjską kolumnę i ukryli się, czekając na dogodny moment do ataku. Wittmann nie miał zamiaru odpuścić – tuż po rozprawieniu się z czterema Cromwellami za cel obrał dwa czołgi należące do obserwatorów artyleryjskich, jednego Cromwella i jednego Shermana. Tutaj walka była totalnie nie fair, ponieważ oba te czołgi, jako pojazdy obserwatorów, nie były uzbrojone.
Dalej jednak zaczynała się kolumna szwadronu „B” 4th CLY. A na jej czele stał Sherman Firefly dowodzony przez sierżanta Stana Lockwooda – jedyny czołg, który był w stanie wyeliminować Tygrysa z walki.
Sherman wystrzelił jako pierwszy. Niestety potężny tuman kurzu wzbił się w powietrze i załoga nie była w stanie dojrzeć, czy trafiła przeciwnika, czy też nie. Po chwili Sherman wystrzelił ponownie i wtedy udało się spostrzec, że pocisk trafił Tygrysa i najwyraźniej go uszkodził, lecz go nie zniszczył. Wittmann z kolei być może zrozumiał, że nieco się zapędził i zaczął się wycofywać. W tym samym czasie z tyłu wyjechał Cromwell Pata Dyasa. Brytyjski czołg zdołał oddać dwa strzały, ale ponownie okazało się, że Cromwelle nie przejdą do historii jako mordercy Tygrysów, a sam Dyas, choć niezmiernie odważny, wyglądał jak dziecko okładające leszczynowym kijkiem rycerza w pełnej zbroi. Jeden strzał Tygrysa zakończył sprawę. Szczęście Wittmanna jednak musiało prędzej czy później się skończyć. Już prawie wyjeżdżając z miasteczka, wyjechał pod samą lufę sześciofuntowego działa przeciwpancernego. Odległość była niewielka i to pewnie przesądziło sprawę, ponieważ Tygrys został unieruchomiony. Wittmann rozkazał załodze opuścić pojazd. Czołg nie został wysadzony w powietrze, ponieważ dowódca uznał, że bitwa zakończy się zwycięstwem Niemców i cennego Tygrysa uda się już całkiem niedługo odzyskać. Wszyscy niemieccy pancerniacy wycofali się i przedostali do kwatery głównej dywizji Panzer Lehr, znajdującej się kilka kilometrów na północ.
Jednak choć udział Wittmanna w bitwie się zakończył, to ona sama toczyła się dalej. Z jednej strony otoczeni Brytyjczycy próbowali utrzymać swoje pozycje na wzgórzu 213 i w miasteczku, a piechota z 1/7th Queens próbowała się do nich przedrzeć, z drugiej strony nadeszły posiłki niemieckie, w tym kilkanaście czołgów Pz IV i Tygrysów z Panzer Lehr. Atak niemieckich czołgów na miasteczko był kosztowny. Walka toczyła się na minimalnym dystansie, w jednym przypadku Sherman trafił Tygrysa, strzelając przez dwa narożne okna budynku znajdującego się przy skrzyżowaniu.